Od dziecka moje życie wypełnione było sportem. Każdą wolną chwilę spędzałem aktywnie i miałem do czynienia niemal z każdą dyscypliną, o której możesz pomyśleć. Taki styl życia ukształtował mój charakter. Sport nauczył mnie planowania, konsekwencji i perfekcjonizmu. Dał mi pewność siebie i odwagę , a także zdolność laserowej koncentracji na swoim celu.
Te cechy pozwoliły mi osiągnąć pierwsze sukcesy sportowe, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała moje ambitne i pełne perfekcjonizmu podejście. Przesadne zaangażowanie w rygorystyczną dietę zepsuło moje relacje z jedzeniem. Ciężkie treningi stały się pracą i nie dawały już tyle radości. Każdą redukcję kończyłem niezdrowym obżarstwem i przerwą od sportu. To było niesamowicie frustrujące, więc postanowiłem z tym skończyć.
Analizowałem szczegółowo swoją drogę. Później drogi wielu innych profesjonalnych sportowców. Zauważyłem pewien schemat, który w kółko się powtarzał. Działamy na 110% swoich możliwości przez jakiś czas. W pewnym momencie doprowadzamy do „wypalenia”. Nasze zaangażowanie spada niemalże do zera. Po takim okresie znów wskakujemy na pełne obroty, a koło się zamyka. Nazwałem to „Pętlą Fałszywego Perfekcjonizmu” (w skrócie PFP). Wydaje Ci się, że działasz na 110% i nic Cię nie powstrzyma, ale po pewnym czasie odpuszczasz. Brzmi znajomo? Okazało się, że w tą pętlę wpadają nie tylko profesjonalni sportowcy!
Postanowiłem rozwiązać ten problem. Przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że jestem tylko człowiekiem – nie maszyną. Mam prawo do popełniania błędów i zasługuję na odpoczynek. W ramach eksperymentu dałem sobie możliwość popełniania błędów. Działałem najwyżej na 90% moich możliwości. Znalazłem setki FIT przepisów, które smakiem konkurowały z daniami restauracyjnymi lub najlepszymi deserami (nawet z szarlotką Babuni!). W gorsze dni ćwiczyłem lżej. Pracowałem przede wszystkim mądrze, a niekoniecznie ciężko. I wiesz co? Efekt był zdumiewający!
Wypracowałem najlepszą formę w życiu bez wielkiego wysiłku. Właśnie wtedy osiągnąłem największe sukcesy sportowe. Nauczyłem się zaprzęgać do pracy nie tylko moje ciało, ale przede wszystkim umysł. To było moje największe zwycięstwo warte więcej, niż wszystkie medale, puchary i tytuły. Wygrałem walkę z samym sobą. Postanowiłem, że podzielę się tym odkryciem z innymi, również z Tobą.
Postawiłem przed sobą jasny cel. Jako trener nie pozwolę na to, by zapał moich podopiecznych kiedykolwiek zgasł. Nie dopuszczę do tego, żeby musieli całe swoje życie dostosować do jakiegoś planu. Nie będę wymagał od nich więcej, niż 90% ich indywidualnych możliwości. Nie uwzględnię w ich planie posiłku, który muszą jeść na siłę. Nie zostawię ich z brzemieniem, jakim jest PFP.
Wtedy właśnie zakiełkowała w mojej głowie inicjatywa „Dźwigamy Razem”. Bo dźwigać można nie tylko ciężary na siłowni. Razem z podopiecznymi Dźwigam ich problemy. Podnoszę ich na duchu. Dostosowuję plan do ich sytuacji życiowej i zawodowej. Uważnie słucham – zawsze staram się zrozumieć. Dzięki temu współpraca ze mną jest tak skuteczna.
Już dawno do mnie dotarło, że nie mam „Klientów”. To „Podopieczni”, którzy oddają się w moją opiekę. Ufają, że doprowadzę ich do celu i pomogę ominąć po drodze wszystkie przeszkody. Dzięki temu oszczędzają wiele czasu i energii. Największym sukcesem jest dla mnie Twój sukces i świadomość, że wspólnymi siłami poprawiamy jakość Twojego życia. Życie masz tylko jedno, więc pracuj na 90%, a żyj na 100%.